Zacznij od robienia tego, co
konieczne; potem zrób to,
co możliwe; nagle odkryjesz, że dokonałeś niemożliwego.
św. Franciszek z Asyżu
co możliwe; nagle odkryjesz, że dokonałeś niemożliwego.
św. Franciszek z Asyżu
Stoję i patrzę,
zastanawiając się co dalej zrobić. Nie czuję opływu czasu, a może to czas mnie
nie dosięga. Stoję przed decyzją, która
ziści wszystkie proroctwa. Teraz czuję się jak Wybraniec.
Z jednej strony mam
mistrza Mace Windu i cały Zakon Jedi. Ahsoka, Roxy, Obi-Wan. Oni znaczyli coś w
moim życiu.
Z drugiej strony mam
Kanclerza Palpatine i razem z nim władzę nad Galaktyką. To sprawiło, że Padmé powiedziała mi, że nie
chce mnie znać.
A gdzie w tym wszystkim
jest Padmé? Nigdzie jej nie ma. Jest osobą, którą straciłem na zawsze.
Więc ostateczny wybór
został dokonany. I nie mam zamiaru go zmieniać. Sam zdecydowałem o moim losie.
Sam wybrałem stratę wszystkiego na rzecz potęgi. I wreszcie będę mógł
zdecydować czy było warto... Czy świat jaki znałem był zaledwie niewielką
częścią tego co może mnie spotkać.
A jeżeli byliśmy sobie
z Padmé przeznaczeni, wrócimy do siebie. Jeżeli nie, nadal coś będę miał.
Potęgę.
Ahsoce już dawno pozwoliłem
odejść z własnej głupoty. A teraz ona współpracuje z Separatystami. I z nami.
Zamykam oczy i czuję
jak Moc mnie przepełnia. Moc jest ze mną,
a ja jestem z Mocą. Jednak ta Moc nie jest taka delikatna jak kiedyś. Jest
brutalna i uderza mnie gwałtownymi falami. Ale czuję teraz o wiele większą siłę
niż kiedykolwiek.
Spokój
to kłamstwo, jest tylko pasja.
Dzięki
pasji, osiągam siłę.
Włączam
miecz świetlny i obserwuję jak piękna, niebieska klinga wysuwa się, a następnie
daje jasne światło. Pamiętam jak z fascynacją obserwowałem ją gdy złożyłem swój
pierwszy miecz. Obi-Wan ironizował, że miałem więcej mieczy świetlnych niż cała
WAR. Odpowiadałem mu, że to nauczył mnie braku szacunku do broni.
Tępy
ból gdzieś z tyłu głowy zaczyna mocnej pulsować. Ignoruję go i podchodzę do
jednego z leżących mistrzów, ale nagle zalewa mnie przyjemne wspomnienie.
Siedzę
w żółtym ścigaczu, a w drugim, niebieskim – Obi-Wan. Śmiejemy się i ścigamy.
Pamiętam ten dzień. Mistrz zabrał mnie na wyścig podczas jednej z naszych
misji. Nawet nie pamiętam już na jakiej to było planecie, wiem że miałem wtedy
może z szesnaście lat i nie musiałem się niczym poważnym nie przejmować.
To
wspomnienie przejmuje nade mną kontrolę i coś we mnie pęka. Nie mogę zostawić
mojej rodziny. Nie mogę zdradzić Obi-Wana i Roxy, która stała się dla mnie
najlepszą przyjaciółką... Czym jest potęga przy rodzinie? Padmé mnie zostawiła,
ale oni mnie nie zostawią. Mam jeszcze szansę.
Zaciskam
mocno oczy i odganiam łzy. Wiem już co powinienem zrobić.
Podchodzę
do Palpatinei widzę jak otwiera słabo jedno oko. Nie spodziewa się tego.
–
Anakinie, co ty...? – zaczyna, ale nie daję mu skończyć.
–
Witaj i żegnaj, mistrzu – szepcę i chwytam oburącz miecz.
Szybkim
ruchem przebijam jego serce niebieską klingą. Widzę jedynie jak jego uniesiona
dłoń bezwładnie opada, a następnie przestaje wyczuwać go w Mocy.
Lord
Sithów właśnie został zabity.
Gaszę
miecz świetlny i opadam na ziemię. Głowa zaczyna mi mocniej pulsować, ale
ignoruję to i zaczynam cicho szlochać. Jak mogłem zdradzić moją rodzinę? Jak
mogłem nie dostrzegać wcześniej tego, że nią są? Jak mogłem tak bardzo zaślepić
się miłością do Padmé? Już rozumiem zakaz wiązania się z innymi. To dla
bezpieczeństwa. Miłość jest najniebezpieczniejszym z uczuć. Ale i najpiękniejszym.
Wyglądam
za okno i widzę statki czekające na rozkaz ostrzału. Nie mogę do tego dopuścić.
Resztką
sił doczołguje się do panelu sterowania i wciskam jeden z przycisków, mając
nadzieję że to ten właściwy.
–
Mówi Lord Vader. Odwołać atak. Od tego momentu jesteście pod moimi rozkazami. –
Biorę głęboki wdech i resztką sił szepcę: – Macie poddać się Republice, natychmiast.
Opieram
głowę o bok biurka Kanclerza i ciężko oddycham. Głowa zaczyna mnie jeszcze
bardziej boleć, a mięśnie palą mnie żywym ogniem.
–
Anakin?
Słyszę
cichy głos z drugiego końca pokoju, ale nawet nie potrafię określić do kogo
należy.
–
Przepraszam. – Udaje mi się wyszeptać, a następnie tracę przytomność.
~***~
Nie
wiem czasu minęło zanim otworzyłem oczy, ale pierwsze co widzę to biały sufit i
ostre światło lamp. Mrugam kilka razy, żeby przyzwyczaić się to intensywnego
światła, a następnie obracam głowę.
Jestem
w izolatce w jednym z szpitali, jednak nie widzę co się dzieje na zewnątrz,
ponieważ mam zasłonięte szyby i jestem odgrodzony od innych.
Łapię
się za głowę i wyczuwam bandaż. Pamiętam jak uderzyłem całkiem porządnie w mur,
ale ból głowy już ustąpił.
Próbuję
się podnieść, ale coś mi tu uniemożliwia. Na lewej nadgarstku mam zapięte
kajdanki. Właśnie uratowałem Galaktykę, a oni mi się tak odwdzięczają.
Siadam
na łóżku i myślę, co powinienem teraz zrobić ze swoim życiem.
Padmé
mnie zostawiła i nie zdziwiłbym się gdyby nie chciała mnie więcej widzieć.
Ahsoka,
jeśli się poddała tak jak przekazałem w rozkazie, pewnie mnie teraz nienawidzi.
Ale ja się przekonałem, że bez niej też mogę żyć. Pozwoliłem Smarkowi odejść i
znowu jej pozwalam. Da sobie sama radę.
Obi-Wan
pewnie jest zawiedziony, że wybrałem Sithów. Zdradziłem go, mimo że na koniec
postąpiłem słusznie.
Roxy,
ona nie jest niczemu winna. Młoda padawanka o szczerym uśmiechu. Będzie
świetnym Jedi. Potrzebują w Zakonie kogoś takiego jak on.
A
ja z czym zostałem? Straciłem wszystko.
Bywa i tak... Może jeśli mnie wypuszczą wrócę na Tatooine? Moja przybrana
rodzina znalazłaby tam dla mnie jakieś miejsce.
Drzwi
rozsuwają się gwałtownie, a w nich staje Obi-Wan. Wstałbym okazując mu szacunek,
ale tak jakby jestem przykuty do łóżka.
–
Witaj, Anakinie.
–
Witaj, mistrzu – odpowiadam cicho i zamykam oczy. Czyżbym teraz maił usłyszeć
mój wyrok? Tak skończy wielki Anakin Skywalker, Wybraniec. Przynamniej
wypełniłem proroctwo.
–
Pomyśleliśmy z mistrzami, że będzie lepiej jeśli zobaczysz jakąś przyjazną
twarz. – Widzę jak Kenobi się denerwuje i pociera ręce o siebie. – Chcieliśmy
ci przekazać, że zgodnie z Kodeksem powinniśmy cię wydalić z Zakonu. Tyle zasad
złamanych, Anakinie. Tyle zasad. – Wzdycha cicho.
–
Mogę ci coś powiedzieć za nim skończysz? Tam, u Kanclerza, byłem gotowy zabić
mistrza Windu. Ale tego nie zrobiłem. Wiesz czemu? – pytam, a on kiwa przecząco
głową. – Bo przypomniał mi się nasz wyścig ścigaczami. Nie wiem nawet kiedy to
było, wiem że to było przed Wojną Klonów. I
wtedy zrozumiałem, że jesteś moją rodziną. A rodziny się nie zdradza.
Dlatego zabiłem Kanclerza – kończę i delikatnie się do niego uśmiecham. Jestem
gotowy na każdy werdykt.
–
Anakinie, chciałem powiedzieć, że... że... zdecydowaliśmy o tym, że możesz
pozostać w Zakonie jeśli tego chcesz.
–
Chciałbym się zgodzić, Obi-Wanie. Naprawdę. Ale najpierw muszę odzyskać resztę
mojej rodziny.
~***~
Wróciłam, motherchucker!Kto się łudził, że się mnie na stałe pozbył, niech wie, że nadal tu jestem! Hahahaha!Ten rozdział kosztował mnie troszkę wysiłku, ale nagle otworzyłam Worda dzisiaj i stwierdziłam, że wiem co chcę zrobić dalej. Wiem, że troszkę banalne i słabe, ale jest. Teraz zostały jakieś dwa rozdziały do końca historii. Niestety nie mogę powiedzieć Wam kiedy się ukażą, ale do sierpnia powinnam to skończyć.
Jakby kogoś jeszcze interesowało moje życie prywatne, to mam się świetnie. Pozdrawiam moją kochaną Olgę i Madzie, które są tutaj nadal, mimo że jestem leniwą kluseczką.Także, ten... Błędy sprawdzę póżniej!May the Force be with You!Celeste aka White Angel